172 KM - PABIANICE – TWORÓG [PL]
Pobudka o trzeciej nad ranem w spokojną, leniwą i długą niedzielę. Nie ukrywam – rewelacja. Zjadłem śniadanie, sprawdziłem, czy wszystko jest spakowane, pożegnalny uścisk z mamą i z dłonią ojca. Opuściłem bramę. Przejechałem niecałe tysiąc metrów i zawróciłem. Tak, oczywiście czegoś zapomniałem; statyw – element niekiedy niezastąpiony podczas wyprawy, grzech nie zabrać.
Standardowo wystartowaliśmy z opóźnieniem i o 4:30 wyjechaliśmy z Pabianic. Pogoda bez lipy, zimno i wilgotno, mimo to grzaliśmy równo na południe. Czułem się jak zwykle, jak przy każdym wyjeździe na przejażdżkę rowerem. W ogóle nie docierało do mnie, że właśnie pakuje się w kilkutysięczną trasę rowerem i nie zobaczę domu, ani nie zasmakuję babcinego schabowego przez najbliższe 30 dni – zakładając najkorzystniejszą opcję.
Czas pozwolił na dotarcie do miejscowości Tworóg. Dalej nie daliśmy rady ze względu na wiatr w twarz i pagórkowaty teren. Parę minut po 18 rozglądaliśmy się za bezpieczną i mało widoczną miejscówką na spędzenie nocy. Znaleźliśmy polanę oddaloną 400m od głównej drogi, odgrodzoną od 3 stron lasem. Miejsce całkiem spoko, położyliśmy rowery i zabraliśmy się za rozpakowanie sprzętu i namiotów. Jak na pierwszy raz, poszło całkiem sprawnie. 20 minut – czas stop. Sakwy poukładane, rowery spięte, śpiwór w gotowości, a na ciele milion swędzących bąbli od brzęczących krwiopijców. Przed pójściem spać należało jeszcze wziąć orzeźwiającą kąpiel – dzisiaj na bogato ,bo w 3 litrach wody. Szybka kaloryczna kolacja, witaminka, browar i dobranoc.