155 KM – GALLSPACH - STEPANOVICE [CZ]
Trudno było wstać. Ze śpiworów wystawały tylko czubki nosów, które solidnie owiewało zimne powietrze. Zmobilizowaliśmy się i stojąc w przeciągu szybko przebraliśmy się w mokre i zimne ciuchy do jazdy. Młodzi ludzie poczęstowali nas jeszcze gorącą kawą i czymś słodkim. Byliśmy bardzo wdzięczni. Podziękowaliśmy serdecznie i czym prędzej pędziliśmy pod wiatr aby rozgrzać ciało i chłodne przylegające do skóry ubranie. Pogoda polepszyła się. Najważniejsze, że przestało padać i mieliśmy szansę na wysuszenie obrań. Jechaliśmy przez Eferding, Gramastetten i Bad Leonfelden, gdzie kawałek dalej opuściliśmy Austrię po raz ostatni.
Będąc w Czechach czuliśmy się już jak u siebie w domu. Język podobny, bieda, spokój i kwitnąca turystyka. Byłem pod wrażeniem ilości spływów kajakowych, biwaków i miejsc, gdzie ludzie całymi rodzinami korzystają z taniego aktywnego wypoczynku. W miejscowości Vyssi Brod zjedliśmy knedliczki z rybą w jakiejś obskurnej stołówce. Było nam mało, więc kilkanaście kilometrów dalej, znowu zrobiliśmy przystanek na kolejne piwo i nareszcie porządne wytęsknione żarcie – Czeski Syr! Konsumpcję podjęliśmy w malowniczej drewnianej budzie nad brzegiem rzeki, gdzie akuratnie zatrzymała się jedna z grup turystów uczestnicząca w spływie. Z nową energią i piwnym turbodoładowaniem popędziliśmy przed siebie.
Przejechaliśmy przez Czeskie Budziejowice, podziwialiśmy stare miasto i śliczne dzielnice. Dalej pokierowaliśmy się na zachód i postanowiliśmy odpocząć kawałek za Stepanovicami. Trafiła się świetna miejscówka na nocleg – niedokończona i niezabezpieczona fabryka. Stał szkielet wielkiej hali, a wzdłuż niej w stanie surowym jakieś biura. Ważne, że byliśmy niewidoczni i mieliśmy dach nad głową w miejscu osłoniętym od wiatru. Przez okno obserwowaliśmy główną ulicę – więc widzieliśmy ,czy ktoś nie przyjeżdża. Tego dnia było święto, więc nikt nie powinien przyjść tu do pracy. Spaliśmy spokojnie.