- Szczegóły
136 KM - TWORÓG – BRUNTAL [CZ]
Wstaliśmy o 4 rano, w nogach dawały znać o sobie zakwaszone, niektóre partie mięśni i zatarte dupsko. Nie ma co stękać, trzeba rozjeździć. Na śniadanie chleb z czekoladą. Dużo czekolady, dużo kalorii i dużo szybkiej energii. Zanim zwinęliśmy wszystko na rowery, było przed szóstą. Klimacik górskich polskich wiosek o tej godzinie jest bezcenny. Słońce nisko, na różowo oświetla pokryte rosą błyszczące dachówki, otwierają się pierwsze piekarnie, słychać piejące koguty.
Praktycznie cała trasa składała się z długich wzniesień. W Kędzierzynie-Koźlu wpadliśmy do McDonalda na szybkiego tosta, toaletę i WiFi. Następny przystanek w Głubczycach, w kantorze, gdzie kupiłem parę koron. Gościu, który wymieniał walutę wyglądał jak gentleman z lat 50, z zakręconym wąsem. Właśnie wyjeżdżał do Pragi i był zafascynowany naszą podróżą. Pozdrowił nas serdecznie i machał ręką nam ,jak opuszczaliśmy miasteczko.
Dojechaliśmy do granicy. Zrobiliśmy zdjęcie i wjechaliśmy do miejscowości Krnov, żeby wrzucić coś na ząb. Trochę błądzenia, ale było warto. Znaleźliśmy odpowiednią knajpę na jakimś zadupiu, która zaserwowała nam wielką porcję czeskiego zapiekanego sera z frytkami, surówką i prawdziwym browarem w wielkim kuflu.
Chwila odpoczynku i w drogę!
Przed nami cholernie długi podjazd. Jechaliśmy i jechaliśmy parę na godzinę, a końca nie było widać, a w moich jelitach zapiekany syr chciał się ze mnie koniecznie wydostać. Na szczycie wystrzeliłem do pobliskiej restauracji na gorącą herbatę i tam gdzie król chodzi piechotą.
Zjechaliśmy kawał w dół i zaczęliśmy poszukiwania miejsca na kolejną noc. Z lewej i prawej strony oblewały nas góry. W końcu zaryzykowaliśmy i skręciliśmy w lewo – pod górę. Po 10 minutach byliśmy pod szczytem na skraju lasu. Nie mieliśmy już siły szukać ,więc tam zostaliśmy. Mieliśmy piękny widok na przeciwległe wzgórze i chowające się za nim pomarańczowe słońce.
Dalsza procedura, jak dnia poprzedniego. Rozbić, umyć, zjeść, witaminka, browar i dobranoc.